Słowa ranią na całe życie

„Mój własny ojciec dał mi imię wyjątkowe. Wołał na mnie Jezus. Często zwracał się do mnie z okrzykiem: Jezus! Mój brat też miał wyjątkowe imię: Psiakrew. Zwracając się do nas, ojciec zwykł mówić: – Psiakrew, przestań skakać po meblach! Jezus, czy ty nie możesz być przez chwilę spokojny?

Z wyjątkiem naszych imion, ojciec bardzo starał się nie przeklinać, co czyniło jego mowę na wpół zrozumiałą. Usiłując stłumić przekleństwa, którymi z całego serca chciał mnie obsypać, ograniczał się do takich wypowiedzi: „Jeśli jeszcze kiedyś… ty… i ja ci… bo to po prostu jest… i przysięgam ci, że…” Przez wiele lat naprawdę sądziłem, że mój ojciec nie potrafi dokończyć zdania.”
„Być tatą” Bill Cosby

Kilka fundacji i firm prywatnych rozpoczęło ostatnio kampanię „Słowa ranią na całe życie”. Ostrzegają w niej, słusznie, iż: „Krzyk, kpiny i wyzwiska to najbardziej rozpowszechniona forma krzywdzenia najmłodszych, prawie zawsze towarzysząca innym rodzajom przemocy.” (źródło: http://fdn.pl)

Rzeczywiście, w rodzinach patologicznych przemoc objawia się nie tylko w przemocy fizycznej, lecz i w poniżaniu słownym dzieci.  Czasami jednak przemoc słowna zastępuje przemoc fizyczną. Rodzic, który jest bezradny wobec powtarzających się destrukcyjnych zachowań dziecka zaczyna zwracać się do niego w poniżający sposób: „Ty debilu, kretynie, durniu”, czy w bardziej subtelny sposób manipulując poczuciem winy: „Ty egoisto, zupełnie nie myślisz o innych, nie obchodzi cię, że inni będą przez ciebie cierpieć”. Jest to, tak samo jak stosowanie kar cielesnych, objaw wychowawczej bezradności. Niestety nakrzyczeć na dziecko, czy poniżyć je słowami jest łatwo, co gorsza, przynosi to na krótką metę rezultaty. Dziecko obrzucone inwektywami, czy takie, w którym wzbudzono nieproporcjonalnie wielkie do uczynku poczucie winy („jak tata się dowie, co zbroiłeś dostanie zawału, wiesz, jakie ma słabe serce”) zamyka się w sobie.  Może być nawet tak, że pewne zachowania zanikają, jednak rana pozostaje.

Ważne pytania to – gdzie leży granica? Co jest przemocą słowną, a co nie? Jak widać po przykładzie z wzbudzaniem wyolbrzymionego poczucia winy, w rozmowie z dzieckiem może nie paść żadne wyzwisko, może być przeprowadzona cichym tonem głosu, a ranić. Z drugiej strony, czy rodzic, który sporadycznie nakrzyczy na dziecko spowoduje traumę, która wywrze niezatarte piętno na jego rozwoju, czego wynikiem będzie konieczność długotrwałej terapii w wieku dojrzałym?

Niestety autorzy kampanii zdają się tego nie różnicować. Piszą: „Doświadczenie to nie omija również dzieci z rodzin, w których słowa dobierane są starannie i trafnie. Konsekwencje takiego traktowania są równie poważne w obu przypadkach.”

Dlatego trzeba powiedzieć wyraźnie, że czym innym jest nawykowe reagowanie krzykiem, wyzwiskami, oskarżeniami, wyśmiewaniem dziecka, manipulowaniem poczuciem winy, a czym innym sytuacja mająca miejsce w pełnej miłości rodzinie, gdy wyjątkowo rodzicowi puściły nerwy.

Potwierdza to także przytaczane na stronie kampanii badanie autorstwa Donovan, Brassard, które wykazało, że wzrastający lub stały wysoki poziom agresji werbalnej matek wobec dzieci w wieku gimnazjalnym koreluje ze wzrostem depresyjności, niskiej samoooceny, stosowania przemocy wobec rówieśników oraz zachowań przestępczych nastolatków. Jest to zatem błędne koło – dziecko wykazuje antyspołeczne zachowania, matka jest bezradna, więc wyładowuje swą złość i poczucie bezsilności w agresji słownej, co oczywiście tylko napędza złe zachowania nastolatka i podsyca jego bunt.

Kluczowe w tym jest myślenie perspektywiczne. Ucząc się stosować zdrowe metody wychowawcze wobec małych dzieci zapobiegamy wielkim problemom okresu dorastania.

Zdrowa krytyka
Dlatego warto przypomnieć złote zasady zdrowego wyrażania krytyki. Przede wszystkim – na spokojnie. Choć najlepiej rozmawiać o problemie zaraz gdy się pojawi – nie rób tego w złości. Jeśli czujesz złość – zrób sobie przerwę – pójdź do drugiego pokoju, na przykład.  Dla uczciwości dodajmy – wielu rodziców mówi, że dopiero moment w którym wyjdą z siebie zdaje się być momentem, gdy dziecko zaczyna się przejmować słowami dorosłego. Tak jakby dopiero silne emocje mamy czy taty były sygnałem, że naprawdę przekroczyli jakąś granicę. Jednak jest to tylko konsekwencją wcześniejszych błędów popełnianych przy wyrażaniu krytyki. Jakie to błędy? Za dużo gadania, brak jasno określonych zasad, brak konsekwencji złego zachowania.

Zacznijmy od hiperpoprawności. Zwykle zaleca się, by stosować tzw. „komunikaty JA” czyli mówić o swoich uczuciach, które wywołują zachowania dziecka. Warto to robić, gdyż uczymy dziecko w ten sposób empatii, natomiast musi być to jedno krótkie zdanie, a nie cały wywód. Zwykle dziewczynki mają lepiej rozwiniętą empatię, więc informacja, że sprawiły przykrość mamie jest dla nich ważna. Chłopcy z reguły są mniej empatyczni, co tłumaczy scenkę, której byłam niedawno świadkiem w sklepie. Czterolatek biega między półkami. Mama mówi do niego: „Nie podoba mi się, że tak biegasz”, na co maluch rezolutnie odpowiada: „A mnie się podoba” i znika między regałami. Pamiętajmy, że mówienie o swoich uczuciach to najwyżej wstęp, a nie metoda wychowawcza!

Podstawą skutecznych metod wychowawczych jest, jak pisze dr. Guarendi w książce „Dyscyplina na całe życie” ustalenie kilku niezbyt licznych, a ważnych zasad zachowania. Np. wolno biegać na placu zabaw, w lesie, w parku, ale nie w miejscach publicznych. Zasady muszą być proste, by dziecko je zrozumiało i niezbyt liczne, by zapamiętało.  Dr Guarendi doradza, by w momencie gdy dziecko łamie tę zasadę, przypomnieć ją i powiedzieć dziecku o konsekwencjach. „Nie wolno biegać w miejscach publicznych, jeśli nie przestaniesz to… tu konkretna konsekwencja.”

Błąd, który mnóstwo rodziców popełnia to straszenie czymś, co i tak nie zostanie spełnione. Ostatnio usłyszałam dziwoląg pt. „Jak nie przestaniesz krzyczeć to mamusia ci wyjmie z brzuszka lody, które zjadłaś”. Nawet trzylatek zdaje sobie sprawę, że to nierealne, więc nie dziwne że ostrzeżenie ignoruje.

Punkt ostatni – to być  konsekwentnym. Jeśli ostrzegaliśmy, że za wrzask i bieganie po restauracji dziecko nie dostanie deseru – dotrzymajmy słowa. Inaczej rzeczywiście dziecko nabierze przeświadczenia, że można ignorować prośby i ostrzeżenia rodziców, a my wpadniemy w pułapkę nazywania go „wstrętnym bachorem”, lub pułapkę ucieczki i próby udawania, że nie ma problemu (co można zaobserwować gdy rodzice udają, że nie zauważają złego zachowania dzieci w miejscach publicznych).

Na koniec dodam, że w gruncie rzeczy dla chrześcijanina kwestia przemocy werbalnej w ogóle nie powinna zaistnieć. Od nas wymaga się więcej. By każde słowo, które wypowiadamy było przemyślane. „A powiadam wam: Z każdego bezużytecznego słowa, które wypowiedzą ludzie, zdadzą sprawę w dzień sądu.” Mt 12.36

Źródło:

http://www.bognabialecka.pl

.