Powołanie do miłości
Urszula Dudziak
POWOŁANIE do małżeństwa, rodzicielstwa, kapłaństwa, samotości (czytaj dyspozycyjności), czy jakiekolwiek inne nie może dokonywać się bez miłości. „My miłujemy, ponieważ Bóg sam pierwszy nas umiłował” (1 J 4, 19). Uzdolnienie każdego z nas do miłości wynika z faktu, że „Bóg jest miłością” (1 J 4, 8b) i że „stworzył On człowieka na obraz i podobieństwo swoje” (Rdz 1,28). Człowiek rodzi się ze zdolnością do miłości wszczepioną w momencie stworzenia. Bóg zarówno uzdalnia, jak i powołuje każdego z nas do miłości. Miłość jest nam dana i zadana zarazem. Może się rozwinąć, albo zostać zakopana jak talenty z ewangelicznej przypowieści. Miłość jest naszym naczelnym powołaniem i przykazaniem, w którym streszcza się całe prawo. Na pytanie, które przykazanie jest największe, Jezus odpowiada: „Będziesz miłował Pana Boga swego całym sercem swoim, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swą mocą” oraz „Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego. Nie ma innego przykazania większego od tych” (Mk 12, 30-31). Miłując Boga bowiem, czy będziesz bluźnił przeciw Niemu, albo miłując człowieka będziesz kradł, zabijał, cudzołożył? „Miłość nie wyrządza zła bliźniemu, przeto miłość jest doskonałym wypełnieniem Prawa” (Rz 13, 10). Obrazy gwałtu, mordu i terroru rodzą w nas reakcję „jakie to nieludzkie”. Jawi się wobec tego pytanie: „Co tak naprawdę jest ludzkie?”. Odpowiedź jest prosta: najbardziej ludzka, najpełniej ludzka jest postawa miłości. Bo być człowiekiem to znaczy KOCHAĆ. Tym bardziej jesteś człowiekiem, im bardziej kochasz. Tym bardziej dojrzałe jest twoje człowieczeństwo, im większa jest twoja miłość. Dojrzała miłość jest sprawdzianem wielkości naszego człowieczeństwa. „Pod koniec życia — jak powie św. Jan od Krzyża — będziemy rozliczani z miłości”. Nic innego nie będzie w równym stopniu ważne. Stąd nieustanne wezwanie każdego z nas do refleksji: ile miłości towarzyszy podejmowanym przez nas czynnościom. „Nie jest ważne to, ile dajemy, ważne jest to, ile miłości wkładamy w to, co dajemy” zauważa Matka Teresa z Kalkuty. Przed każdym z nas pojawia się więc pytanie: co jest celem kolejnych dyplomów, czy zdobywanych stopni naukowych? Co jest celem nowo otwieranych businessów? Czy rzeczywiście chodzi mi o to, by dzięki nim bardziej służyć? Czy w ten sposób chcę bardziej zrealizować się w darze miłości? „Człowiek nie może odnaleźć się w pełni inaczej, jak tylko poprzez bezinteresowny dar z siebie samego”, jak głosi KDK 24. Chodzi więc o coś więcej, niż zachwyt, wyruszenie, fascynacje, zauroczenia, jakich często szukamy w przeżyciu miłości. To piękny koloryt emocjonalny, bez którego życie byłoby sztywne, szare, schematyczne, ale w miłości istnieje jeszcze głębszy poziom, miejsce ofiary, poświęcenia, trudu, czegoś, co chociaż trochę kosztuje. I nie chodzi o wielkie czyny, ale wierność w małych rzeczach. Życie składa się z drobiazgów. Dlatego pewien kapłan z Krakowa jako jedno z pytań rekolekcyjnych stawia: ,,Czy szklankę herbaty podajesz w Duchu Świętymi?” Takie to proste i małe, a przecież i Jezus tak nauczał: „Kto wam poda kubek wody do picia dlatego, że należycie do Chrystusa, zaprawdę powiadam wam, nie utraci swojej nagrody” (Mk 9, 41). Dlatego śpiewamy w piosence: „Oj, nie czekaj, aż czyn wielki spełnić będziesz mógł, aby rzesze za twym blaskiem szły, lecz odważnie krocz po każdej z twych codziennych dróg, słońce niech wschodzi tam, gdzie ty”. Potrzeba nam tego słońca. Potrzeba czyjegoś ciepła, dobroci, miłości. To największa z potrzeb ludzkich. Głodni jesteśmy miłości. Tęsknimy za miłością. Pragniemy jej, szukamy. Często błądzimy, zadawalamy się namiastkami. Często zajmujemy się czymkolwiek, by zagłuszyć w nas to najbardziej egzystencjalne wołanie. W naszym zabieganiu coraz bardziej potrzeba nam tego, „by słońce zajaśniało”. Bóg wie, czego nam potrzeba i co dla nas jest dobre. Pewnie to nie przypadek, że MIŁOŚĆ — nasze największe pragnienie jest jednocześnie naszym zadaniem, że Królestwo, do którego zmierzamy to Królestwo Miłości. Bóg — Alfa i Omega, Początek i Kres, Źródło Miłości. On Sam wielokrotnie odnawiał przymierze zrywane przez lud „twardego karku”. On „tak umiłował świat, że Syna swego jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne” (J 3, 16). Jezus — doskonały obraz Boga-Ojca uczy nas miłości. Christos Diakonos naucza, błogosławi, leczy, przygarnia dzieci, karmi głodnych. A gdy uczniowie spierają się o pierwszeństwo, mówi: „Jeśli kto chce być pierwszym, niech będzie ostatnim ze wszystkich i sługą wszystkich” (Mk 9,
35b). „A kiedy im umył nogi… rzekł do nich: „Czy rozumiecie, co wam uczyniłem? Wy mnie nazywacie Nauczycielem i Panem i dobrze mówicie, bo nim jestem. Jeżeli więc Ja, Pan i Nauczyciel umyłem wam nogi, to i wyście powinni sobie nawzajem umywać nogi. Dałem wam bowiem przykład abyście i wy tak czynili, jak Ja wam uczyniłem” (J 13, 12-15). W wizji sądu ostatecznego Jezus podkreśla „Zaprawdę powiadam wam: wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25, 40) Przewidując swą śmierć męczeńska w mowie pożegnalnej Jezus po raz kolejny przygotowuje uczniów do przejęcia i kontynuowania Swego dzieła. „Nowe przy kazanie daję wam, abyście się wzajemni miłowali, tak jak Ja was umiłowałem. Po tym poznają żeście uczniami moimi, jeśli miłość wzajemną mieć będziecie” (J 13, 34-35). Rozsyłanie po dwóch ma swój głęboki sens także w tym, że odniesienie wzajemnej miłości można zobaczyć w relacji dualnej. Miłość Boga i konkretnego człowieka wyrażająca się w konkretnych czynach to powołanie całego Kościoła pielgrzymującego. Istotność tej miłości potwierdzają słowa: „Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, stałbym się jak miedź brzęcząca, albo cymbał brzmiący. Gdybym też miał dar prorokowania i znał wszelkie tajemnice i posiadał wszelką wiedzę i wszelką (możliwą) wiarę, tak iżbym góry przenosił, a miłości bym nie miał, byłbym niczym. I gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją a ciało wystawił na spalenie, lecz miłości bym nie miał, nic bym nie zyskał (1 Kor 13,1-3).
Wiemy, jaka powinna być miłość między nami. Ma być cierpliwa, bez zazdrości, nie szukająca poklasku, nie unosząca się pychą ani gniewem, nie dopuszczająca się bezwstydu, nie szukająca swego. Ma nie pamiętać złego, nie cieszyć się z niesprawiedliwości. Ma być taką, która „wszystka znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma* (1 Kor 13, 4-7).
Świadomi swej niedoskonałości przed ślubowaniem miłości małżeńskiej, miłości „aż do śmierci” przyzywamy Ducha Świętego. Prosimy, by nas umocnił i wspomógł, bowiem tylko Bóg jest Doskonały, tylko On jest Pełnią. „I niespokojne jest serce nasze, dopóki nie spocznie w Nim”. Dążymy więc do Niego poprzez miłość na naszą miarę. Dążymy do Zbawienia czyli miłosnej relacji z Bogiem Samym. Dążymy do Królestwa Miłości, świadomi, że przez naszą miłość i dobro, przez naszą codzienną modlitwę „przyjdź Królestwo Twoje” przybliża się ono coraz bardziej i rozpoczyna już tu na ziemi. „Teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno; wtedy zaś (zobaczymy) twarzą w twarz. Teraz poznaję po części wtedy zaś poznam tak, jak i zostałem poznany (1 Kor 13, 12). Pełni jesteśmy tej błogosławionej nadziei i oczekujemy tego. Wierzymy również, że „Gdy przyjdzie to, co jest doskonałe, zniknie to, co jest tylko częściowe”. (1 Kor 13, 11). I gdy spotkamy Ojca „twarzą w twarz” — wiara stanie się widzeniem, nadzieja —spełnieniem, a miłość pozostanie, bo ona nigdy nie przemija. „Tak więc trwają wiara, nadzieja i miłość, te trzy: z nich zaś największa jest miłość” (1 Kor 13, 13).
PAŹDZIERNIK 1989 / OCTOEER 1989 PIELGRZYM 1